Ola i Tomek wzięli ślub cywilny, nazywany przez niektórych rejestracją związku małżeńskiego. Decyzje podejmowali wspólnie – raz, że ślub w ogóle, a dwa, że w Urzędzie. Oboje wszak uznali, że są ze sobą szczęśliwi i nie chcą mieszać wiary w to szczęście. Wiecie, jak z mieszaniem drinków, czasem mniej znaczy więcej. Urządzili niewielkie przyjęcie dla najbliższych osób i udało im się rzeczywiście celebrować to wydarzenie. Śmiało można powiedzieć, że w tym dniu miłość była na pierwszym miejscu i czuli to zarówno nowożeńcy, jak i ich goście.
A później Ola i Tomek zmienili status związku na Facebooku.
I się zaczęło.
Fala życzeń, w tym często pojawiające się “niech wam Bóg błogosławi” albo “niech wasze małżeństwo będzie na chwałę Bogu, a każdy wasz dzień Jego uwielbieniem”. I jeszcze coś o wychowywaniu potomstwa w wierze.
Czujecie to?
I zupełnie nie chodzi mi o manifestowanie wiary. Chodzi o szacunek do drugiego człowieka, do jego wyboru i jego przekonań. I o patrzenie trochę dalej niż czubek własnego nosa. Jasne, nie każdy musi wiedzieć, że ślub był TYLKO cywilny, ale (na Boga!) nie należy z góry zakładać, że każde zamążpójście wiąże się z wizytą w kościele.
Ta sytuacja kojarzy mi się z tymi wszystkimi wegańskimi gównoburzami na Facebooku, gdzie tolerancja realnie jest na ostatnim miejscu, zupełnie jak humanitarne traktowanie zwierząt. Zero rzeczowych argumentów, zero szacunku do innych ludzi, tylko “ja i moje ego”.
W kwestii życzeń ślubnych pojawia się jeszcze jeden, nie mniej ważny problem: seks/dziecko. Nie wiem, co gorsze: zacietrzewienie ukazane w komentarzach z serii “chwalmy Pana”, czy te “hehe, dużo seksu” oraz “to teraz trzeba się postarać o dzidziusia, hihi” rzucane podczas przyjęcia weselnego. Bo chyba nie muszę wspominać, że to również jest niestosowne? Usilnemu patrzeniu przez pryzmat własnych przekonań albo norm społecznych powiedzmy stanowcze “do widzenia”. Potomstwo nie jest jedynym wyznacznikiem udanego małżeństwa. A pożycie to sprawa samych zainteresowanych. Może są aseksualni, a może ich związek jest bardziej otwarty, niż mózgi wszystkich gości razem wzięte. Tego nie wiem i nie jest to moja sprawa. Zależy mi jedynie, żeby oboje byli szczęśliwi. Żeby potrafili się razem śmiać. Żeby się wspierali “w zdrowiu i w chorobie”, zgodnie z przysięgą, którą złożyli sobie nawzajem.
Ja wiem, czego życzę Oli i Tomkowi. I oni też już o tym wiedzą.
A teraz pomyśl: kiedy ostatnio składałeś komuś życzenia tak z głębi serca, realnie życząc mu czegoś, czego pragnie? Nie: czego chciałbyś, żeby pragnął. Albo czego ty pragniesz.
Może okazać się, że nigdy.
Każdy zna te niezręczne momenty podczas spotkań opłatkowych, kiedy babcia życzy ci przystojnego kawalera albo miłej dziewczyny, rodzice skończenia studiów z wyróżnieniem, a rodzeństwo żebyś przestał być takim nudziarzem. I te życzenia, mimo że oklepane i nie do końca przemyślane, zazwyczaj są szczere. Gorzej, kiedy bierzemy udział w firmowej Wigilii, gdzie każdy przykleja uśmiech numer pięć i ze ściśniętą szczęką wyczekuje końca tej farsy.
Z życzeniami jest trochę jak ze słuchaniem. Niewielu ludzi to potrafi, bo większość z nas nie jest w stanie wyjść poza swoje przerośnięte ego i zamknąć ryj. “Ja” przesłania nam problemy drugiego człowieka. Bo przecież my mieliśmy gorzej, byliśmy bardziej zdołowani i w ogóle to głowa do góry, wszystko będzie dobrze!
Z życzeniami jest łatwiej niż z słuchaniem o problemach. Życzenia są miłe. Wszyscy się uśmiechają i mówią miłe rzeczy. Nawet jeśli obie strony czują się niezręcznie. I nie do końca wierzą w celowość lub szczerość słów, które padają.
Następnym razem, kiedy będziesz miał okazję życzyć komuś czegoś, zastanów się, czy te życzenia są dla niego, czy dla ciebie. I postaraj się, aby padające słowa miały pokrycie w rzeczywistych intencjach.
A teraz życzę miłego dnia!
Beata 24 lipca 2018
Słowem w sedno. Może dzięki Tobie chociaż parę osób zmieni podejście do tych spraw i zastanowi się porządnie zanim puści parę z ust 🙂
Iwona Góra Blog 18 listopada 2018
Bardzo mądry tekst.
Ja brałam ślub cwyilny i również miałam dotyczące Boga życzenia, jednak olałam to całkowicie. Nie podoba mi się, że cywilny jest traktowany gorzej, ale przecież ja i mąż wiemy co to dla nas oznacza. Zresztą małżeństwa przysięgane Bogu niekoniecznie są bardziej wartościowe od cywilnych – mam na myśli kwestie wzajemnego szacunku. My Boga nie potrzebujemy, by się szanować.
Z życzeniami to, hehe, pamiętam, jak ciotka mi życzyła tego kawalera właśnie,a ja jej odpowiedziałam:”dlaczego mi życzysz czegoś, czego, ja nie chcę?” 😀 I wszyscy wielkie oczy, a miałam taki czas na studiach, że chciałam być sama 🙂